RE Fans

Opowiadania


 

PAMIĘTNIK LEON'A / LEON'S DIARY BY GEN. VEGA


01.02.1994 r.

(...) Był wieczór kiedy wracałem do domu po służbie, właściwie po nocnej zmianie jaką musiałem pełnić za mojego przyjaciela Georg'a, który miał zapalenie płuc. Dojazd do domu zajął mi trzy godziny, a to wszystko, przez ten cholerny samochód, który się popsuł. Dosłownie stanął i nie chciał już więcej zapalić, ale najgorsze było to, że do domu zostało mi jeszcze 50 mil. Idąc szosą zauważyłem jadącego TIR-a w moim kierunku. Kiedy zbliżył sie do mnie kierowca zatrąbił i wychylając się przez okno zapytał:

-"Czy nie idziesz może do miasta ?". Odparłem:
-"Oczywiście"- gdyż zmierzałem do centrum miasta. Powtórzyłem:
-"Oczywiście, że idę". Mężczyzna z TIR-a zaproponował mi wspólną jazdę i w zamian za to, miałem mu pokazać, gdzie znajduje się ulica -TIMBERWOLFS-. Ucieszyłem się ponieważ niedaleko tej ulicy znajduje się metro, którym w 1/2 godziny dojadę prosto pod domu.(...)

O godz 11.00 PM byłem już w domu. Kiedy gasiłem światło żeby pójść spać, usłyszłem straszny hałas przypominający tłuczące się szkło. Moje przypuszczenia okazały się słuszne, gdyż po zapaleniu światła zauważyłem, że szyba w salonie została zbita. Na podłodze obok kawałków szkła i cegły zauważyłem kartkę na której było coś napisane. Z trudem odczytałem wiadomość, gdyż kartka była strasznie zaplamiona krwią. Na kartce widniał symbol charakterystycznej parasolki, a oprócz stale powtarzającego się słowa "MUSISZ NAM POMÓC" zauwarzyłem pewien adres. Nazajutrz postanowiłem się tam udać i sprawdzić o co chodzi.


02.02.1994 r.

Przybyłem na umówione miejsce spotkania i przypomniało mi się, że kiedyś w tym miejscu tzn. przed gmachem Akademii Policyjnej żegnałem się z moimi przyjaciółmi zaraz po otrzymaniu dyplomów. Miałem bowiem objąć posadę ochroniarza w jednym z muzeów i tak też się stało. Od czasu do czasu byłem jednak wzywany do niektórych akcji ze względu na moje osiągnięcia i umiejętności. Akademia nigdy o mnie nie zapomniała. Z czasem się im przysłużyłem więc otrzymywałem wysokie wynagrodzenie pieniężne lub jakąś wartościową paczkę-niespodziankę.(...)

Spojrzałem na zegarek i zauwarzyłem, że przybyłem za wcześnie na umówione miejsce. Z tego powodu postanowiłem udać się na odległą o pare metrów ode mnie ławkę i poczytać gazetę, którą kupiłem i której jeszcze nie zdążyłem przeczytać. Po paru minutach dosiadł się do mnie jakiś gościu w średnim wieku, elegancko ubrany. Najwyraźniej też na kogoś czekał i to chyba na kobietę, bo w ręce trzymał bukiet róż, a w drugiej jakąś paczkę. Tak byłem zaczytany, że nie zauwarzyłem, kiedy nieznany mężczyzna zniknął, jednak w miejscu w którym siedział została paczka. Chciałem mu ją oddać lecz nawet nie dostrzegłem, w którą stronę poszedł. Postanowiłem, iż nieznaną paczką zajmę się w domu.(...)

Kiedy zerknąłem na zegarek była już godz. 9.30 AM i nikt nie przyszedł na umówione spotkanie. Poczekałem jeszcze 1/2 godziny, jednak daremnie. Po powrocie do domu wziąłem prysznic i wciąż nie mogłem znaleźć sensu całej tej tajemniczej sprawy. Nagle uświadomiłem sobie, że przyniosłem do domu pewien pakunek. Po odpakowaniu ku mojemu zdziwieniu dojrzałem znajomą mi parasolkę i masę zdjęć oraz klucz wraz z platynową monetą ( na monecie widniał symbol wilka ). Na zdjęciach dostrzegłem moich przyjaciół z oddziału S.T.A.R.S. Ilustracje były okropne, gdyż ukazywały różne tortury w tym właśnie mych przyjacioł. To było straszne. Nierozumiałem jak to się mogło stać i dlaczego to akurat ja otrzymałem te zdjęcia.(...)

Przez całą noc nie mogłem zasnąć. W końcu postanowiłem włączyć telewizor i przemyśleć całą tę niezdrową sytuację do której doszło. Przypadkiem przełączając kanały trafiłem na wiadomości, które zamierzałem sobie obejrzeć w nadziei, że usłyszę coś o moich kumplach z oddziału. Niestety nie poruszyli o nich ani słowa i zaraz po wiadomościach został przerwany program. Jakby tego było mało, pogasły światła w całym domu. Wyszedłem przed dom ażeby sprawdzić czy z linią wysokiego napięcia wszystko w porządku, ponieważ kiedyś miałem taki przypadek, że gałąź podczas silnego wiatru uszkodziła linię wysokiego napięcia i pozbawiła mieszkańców, włącznie ze mną elektryczności. Stojąc przed domem spostrzegłem, że inni mieszkańcy również stracili dopływ prądu, ponieważ światła na gankach oraz liczne latarnie wzdłuż ich domów, które zawsze oświetlały całą drogę teraz były nieczynne. Zapaliłem papierosa i po chwili usłyszałem jakiś dziwny szum, który zbliżał się coraz szybciej. Dostrzegłem helikopter, który był bardzo dobrze oświetlony i na którym widniał obrazek parasolki. Zdziwiło mnie to jeszcze bardziej, gdyż nigdy przedtem nie latały tutaj żadne maszyny. Z helikoptera zaczął się ulatniać jakiś dziwny gaz, który również był dosyć dobrze widoczny ze względu na jego właściwości. Wbiegłem do domu i otworzyłem stary kufer w którym trzymałem różne pamiątki po mym dziadku z czasów wojny. Pod stertą klamotów dokopałem się do maski tlenowej i zaraz po chwili założyłem ją na siebie. Wszedłem na poddasze, które było wykonane bardzo szczelnie, ponieważ pod grubym betonem znajdował się jeszcze podkład wykonany ze szkła ( taka konstrukcja została wykonana na wypadek trzęsienia ziemi oraz innych kataklizmów jak np. pożar ). Schron na poddaszu był idealnym schronem, ponieważ posiadał urządzenie filtrująco-wentylacyjne, które do swojego działania potrzebowało jedynie dwutlenku węgla, a więc wydychane przeze mnie powietrze. Podobny schron znajdował się w piwnicy, jednak cały był zawalony różnymi śmieciami po ludziach, którzy mieszkali tu przede mną.(...)

Po dwóch godzinach usłyszałem pewne głosy, jakby żołnierzy, którzy przechodzą właśnie koło mojego domu. Udałem się na dół, aby sprawdzić o co chodzi. Kiedy zszedłem po schodach i udawałem się w kierunku drzwi usłyszałem odgłosy poruszania klamki. Wszedłem za zasłonę, ażeby nikt mnie nie zauważył. Nagle szyba w drzwiach została stłuczona, a klamka przekręcona przez jednego z żołnierzy, ubranego w szary kombinezon. Po otwarciu drzwi okazało się, że do mojego domu weszło trzech żołnierzy. Nie wiedziałem jak postąpić w danej sytuacji i zamierzałem chwilowo obserwować trójkę nieznanych. Jeden z żołnierzy powiedział do reszty:

-"Przeszukajcie cały dom jeżeli jeszcze ktoś żyje zabijcie go, ażeby prawda nie wyszła na jaw. Kiedy tamci poszli na górę, wyskoczyłem zza zasłony w kierunku dowodzącego ( stał do mnie plecami ) i skręciłem mu kark. Zwłoki wciągnąłem pod łóżko. Usłyszałem, że jeden z wojaków schodzi po schodach. Wszedłem pod schody i czekałem, aż się pojawi. Kiedy zbliżył się do mnie, wydobyłem z pokrowca nóż ( KOMBAT KNIFE ) i wbiłem mu go w gardło. Uniosłem go nad sobą, a następnie rzuciłem nim o stół. W tej chwili ostatni z żyjących zaczął zbiegać na dół, ze względu na hałas jaki stworzyłem. Już z góry wołał swoich kolegów, ale żaden z nich nie mógł mu już niestety odpowiedzieć. Schowałem się za filarem, gdy usłyszałem jego kroki na schodach. Pod moimi nogami zauważyłem kawałki szkła, które znalazły się tutaj dzięki rozbitej szybie, która wcześniej znajdowała się na stole. Jednak zrezygnowałem ze szkła, ponieważ zauważyłem wyrwany przewód od lampy. Podniosłem go, a kiedy żołnierz zbliżył się do mnie zawiesiłem mu go na szyi i dusiłem go, aż do momentu kiedy przestał oddychać. Żeby mieć pewność że nie żyje, sprawdziłem tętno na jego szyi. Oczywiście to był już zgon. Kiedy szedłem do drzwi, coś chwyciło mnie za nogę i wywróciło na podłogę. To był żołnierz, który oberwał ode mnie nożem w szyję, jednak miał na tyle siły, żeby mnie zaatakować. Podniosłem dosyć ostry kawałek szkła i wbiłem mu go w brzuch. Teraz miałem już pewność, że gość nie żyje. Zdałem sobie sprawę, że nie mogę wyjść na ulicę w tym stanie, ponieważ od razu zostałbym zabity. Przebrałem się za jednego z żołnierzy i opuściłem dom. Zauważyłem, że w helikopterze siedzi jedynie pilot a reszta armii przeszukuje domy. Oczywiście wszyscy nie przylecieli tylko helikopterem, wielu przyjechało ciężarówką, która spełniała dobre wymogi pod względem przewozu osób.(...)

Ściągając kombinezon z jednego z zabitych nie zwróciłem uwagi, że zabrałem kombinezon żołnierza, który był wysoki rangą, dlatego też łatwo przyszło mi wydanie rozkazu pilotowi, ażeby wracał do bazy. On bez żadnych pytań odleciał. Przez szybę helikoptera widziałem jak z jednego z domów wyprowadzają dwójkę staruszków, a następnie ich zabijają ( to byli moi sąsiedzi ). Niestety nic nie mogłem zrobić, ponieważ od razu by mnie rozpoznano.(...)


03.02.1994 r.

O godz. 1.00 AM byliśmy na miejscu, powiedziałem, że idę do bazy, na co pilot stwierdził, że wraca po resztę tylko jeszcze zatankuje.(...)

W bazie nikogo nie zastałem, lecz całe to miejsce to nie było nic innego jak opuszczona rezydencja, dlatego też obrali sobie to miejsce jako bazę.(...)

Nagle usłyszałem pilota z helikoptera jak rozmawiał przez radio, prawdopodobnie z dowódzcą. Mówił: -" Ja przewoziłem tego gościa, był przebrany za płk. Angela. Kiedy to usłyszałem zacząłem uciekać jak najszybciej mogłem. Dostrzegłem otwarty szyb, a następnie do niego wskoczyłem. Okazało się że ten szyb prowadził do pralni, a przez dziurę którą wskoczyłem zrzucano brudne kombinezony. Zmęczony położyłem się na rurze pod sufitem na którą wcześniej musiałem się wspinać.


04.02.1994 r.

Kiedy obudziłem się o mało nie spadłem z góry. Myślałem o tym jak ja się tutaj dostałem, oraz w jaki sposób wspiąłem się tak wysoko. Teraz miałem już tylko jeden cel: odgadnąć całą zagadkę tajemniczej parasolki. Nagle znowu usłyszałem jakiś głos jakiegoś żołnirza, który chciał otworzyć drzwi do tego pokoju w którym się obecnie znajdowałem. Szybko oderwałem kratkę i wślizgnąłem się do szybu wentylacyjnego, którym czołgając się doszedłem do innego pokoju. Jednak nie wchodziłem do tego pokoju, gdyż trwał tu właśnie jakiś wykład. Nagle przez otworki w kratce szybu zauważyłem jak jeden z kolesi zdejmuje narzutę z klatki. W tej klatce znajdował się jakiś dziwny gościu. Następnie ten sam facet odsłonił inną klatkę w której znajdowal się pies, no i oczywiście on też nie wyglądał najlepiej, ponieważ w niektórych miejscach brakowało mu skóry. Jeden z gości powiedział do reszty zgromadzonych: - " Oto rezultaty naszych badań. Tak wygląda człowiek zarażony wirusum "G" po dwóch godzinach, a tak pies po jednej godzinie. Jeśli panowie zauważycie na teremie naszej bazy jedno z tych monstrum, uciekajcie. Jednak kiedy macie ze sobą taką broń jak SHOTGAN możecie pokusić się o zabawę z nim ( musicie jednak strzelać w głowę ). Jeśli chodzi o mnie, nie radzę wam, drodzy panowie ryzykować, gdyż po krótkim czasie nawet ten osobnik, który oberwie w głowę potrafi wstać i zaatakować, oczywiście jeśli jest ich wielu ( dotyczy to głównie psów-CERBERUSÓW, które są nazbyt szybkie i silne )".

W tym momencie przeszły mnie, aż dreszcze jak usłyszałem co oni robią z żywymi istotami, a zwłaszcza z ludźmi. Zdałem sobie sprawę, że ten helikopter w mojej dzielnicy, który wypuszczał ten dziwny gaz, pozarażał wszystkich mieszkańców na takie potwory jakie tutaj przed chwilą widziałem. Postanowiłem iść dalej szybem, aż spadłem przez dziurę, a właściwie przez to iż szyb nie był zamknięty. W tym pokoju było ciemno , a po drodze napotykałem się na różne przeszkody. Kiedy doszedłem do biurka poczułem lampkę i włączyłem ją. okazało się, że jestem w kostnicy, a to o co się potykałem to były łóżka z trupami. Obok znajdowała się lodówka, w której były przechowywane zwłoki. Jdąc do wyjścia usłyszałem pewien szelest oraz jęk. Kiedy się obróciłem zauważyłem jak jeden z trupów idzie w moim kierunku z wyciągniętymi rękoma. W tej chwili wyciągnąłem z kabury MAGNUMA i wyładowałem w jego głowę trzy kulki. Padł na ziemię ale wiedziałem że wciąż żyje, ponieważ słyszałem jego oddech. Postanowiłem iść dalej, aż doszedłem do sali konferencyjnej. Zauważyłem podejrzanie wyglądający kominek, a kiedy stanąłem na przeciwko niego, zauważyłem że leży na nim jakaś mapa. Okazało się, że jest to mapa całej rezydencji. Ucieszyłem się, ponieważ zależało mi na jak najszybszym odnalezieniu moich przyjaciół. Po zabraniu mapy zauważyłem jakąś dziurę (niewielkiej wielkości, na której widniał symbol wilka). Przypomniałem sobie, że otrzymałem od moich przyjaciół monetę z proporcem wilka. Wydobyłem ją natychmiast z kieszeni i przyłożyłem w puste miejsce. W tej samej chwili kominek przesunął się na bok, a przed moimi oczyma ukazały się schody idące w dół. Schody te oświetlone były przez różne pochodnie. Po zejściu na dół dostrzegłem labolatorium chemiczne. Na stole leżała kartka z jakimś przepisem. Przepis ten dotyczył SERUM stworzonego jako odtrutkę oraz antidotum na jad węża lub truciznę pająka. Dalej było napisane jak krok po kroku można otrzymać dany specyfik, więc wziąłem się do roboty i......w końcu go otrzymałem.


05.02.1994 r.

Dzisiaj przypadkowo odkryłem spiżarnię z zapasami żywności, no i oczywiście najadłem się do syta. Wziąłem odrobinę jedzenia na drogę.(...)

Idąc zastanawiałem się dlaczego tak dawno nie widziałem żadnego żołnierza. Po chwili znalazłem się w tajemniczym tunelu (tajemniczy, ponieważ idąc pięć minut wzdłuż niego nie napotkałem ani jednych drzwi). Kiedy wreszcie zobaczyłem koniec tunelu zdziwiłem się (no bo po co ktoś zrobił taki tunel, który na nic się nie przyda), lecz przy ścianie zauważyłem zejście do kanału. Chwilę zastanawiałem się, ale doszedłem do wniosku że i tak nie mam nic do stracenia (oprócz czasu oczywiście), dlatego też udałem się na dół. Po zejściu do kanału dostrzegłem ogromnego węża, który początkowo zanużony w wodzie, teraz zaczął winąć się po rurach kanalizacyjnych w moim kierunku. Nie zastanawiając się ani chwili strzeliłem do niego pare razy (dokładnie 14 strzałów, w tym raz musiałem zmienić magazynek) z SHOTGUNA. Tuż przede mną ogromny wąż padł martwy i zanużył się pod wodą. To było niesamowite. Ten wąż miał długość pietnastu metrów, oraz średnicę jednego metra (oczywiście w najgrubszym miejscu, to jest przy głowie). Wyszedłem z kanału przez ogromną dmuchawę, która najprawdopodobniej była zepsuta i znalazłem się w kolejnym labolatorium. Tuż przy wejściu, zauważyłem wycelowaną we mnie BERETTĘ, a jej właścicielem bła kobieta-naukowiec. Zaskoczony zapytałem: -"Kim jesteś". Na co ona stwierdziła: "Więc to ty jesteś tym nowym szpiegiem wysłanym przez organizację UMBRELLA w celu uprowadzenia G-virusa. Wiedziałem, że w końcu się ktoś pojawi ale nie przypuszczałam, że będzie to jeden żołnierz".

Wytłumaczyłem jej, że nie jestem żadnym żołnierzem wysłanym przez organizację UMBRELLA, tylko chcę uwolnić moich przyjaciół, którzy zaginęli w niewiadomych okolicznościach. Mówiłem także o tym w jaki sposób się tutaj dostałem i jakie po drodze napotykałem niebezpieczeństwa. Po krótkiej chwili Jasica (bo tak miała na imię ta kobieta) opowiedziała mi w jaki sposób ona podjęła pracę dla rządu.

"A było to tak", mówiła Jasica: "Pięć miesięcy temu dostałam w czasie wykładu na uniwersytecie list, zawiadamiający mnie o natychmiastowym przeniesieniu do pewnej siedziby, gdzie jako naukowiec miałam się zająć sprawą "ożywienia mózgu". Kiedy przyjechałam wszyscy byli dla mnie bardzo mili i serdeczni. Obsadzono mnie w głównej sali labolatoryjnej, gdzie od razu miałam się wziąść do roboty. Oczywiście wynagrodzenie dostawałam ogromne, a poza tym praca w takim ogromnym instytucie zawsze mi się marzyła. Jednak pewnego dnia ktoś skradł głównego wirusa "G" i "T", przez co moja praca musiała być wznowiona od początku. Zastanawiałam się po co komuś te wirusy (powinny być zmieszane z pewnymi substancjami, ażeby mieć właściwe zastosowanie, ponieważ zwykłe wirusy "G" i "T" były niegroźne i bezużyteczne). Niewiedziałam także dlaczego moje badania były takie ważne, że miałem na wykonanie tego zadania niewiele czasu bo dwa miesiące, oczywiście mając dostęp do nowoczesnego labolatorium. W czasie przeprowadzania eksperymentu (w mózgu goryla) doszło do wypadku. Zwierzę straciło przytomność i kiedy chcieliśmy jemu pomóc (przeprowadzić sztuczny masaż serca), zaatakowało jednego z pracowników. Na szczęście nic mu się nie stało, jedynie jego ręka została skaleczona o ampułkę z wirusem. Wydawało nam się wtedy, że nie jest to groźne i że nic mu się takiego nie stanie. Nazajutrz znaleźliśmy jego zwłóki na korytarzu, jedzone przez drobne insekty (karaluchy, mrówki). Domyśliłam się wtedy, że mój wirus jest bardzo groźny w połączeniu z ludzką i nie tylko ludzką krwią. Podejrzewałam również, że kradzież jaka miała miejsce była wykonana przez ekologów, którzy zdając sobie sprawę z całej tej sprawy, starali się utrudnić badania. Organizacja UMBRELLA chciała po tym zajściu zdobyć te wirusy, ażeby otrzymać kontrolę nad ludźmi (i tym samym chcieli pozbyć się ludzi którzy za dużo wiedzieli, na przykład: mnie)". W tym momencie usłyszeliśmy odgłosy nadbiegających żołnierzy. Jasica złapała mnie za rękę, mówiąc: -"Chodź tędy, znam dobrą kryjówkę".

Za pomocą przesunięcia pochodni znajdującej się w ścianie , otworzyły się drzwi i zaraz po naszym wejściu drzwi zamknęły się i obsunęła się ściana. Potem uciekaliśmy jeszcze przez jakieś pięć minut. Kiedy zatrzymaliśmy się na odpoczynek, Jasica mówiła o tym, że zaraz po tym jak została zatrudniona w tej organizacji widziała jak wprowadza się dwunastu więźniów. Jednak wtedy nie zwróciła na nich szczególnej uwagi, gdyż tak była podekscytowana nową pracą. Zapamiętała jednak parę szczegółów (głównie z ubiorów więźniów), po których domyśliłem się, że są to moi przyjaciele.(...)

Idąc znowu znaleźliśmy się w jakichś kanałach i mieliśmy zanużone po kolana nogi w wodzie (jeśli tak można nazwać tę substancję). Na rurze, która biegła wzdłuż ściany zauważyłem pewne łuski. Okazało się, że była to skóra węża (zrzucona) i wszystko byłoby w porządku gdyby ta skóra nie miała długości okołó 17 metrów. Postanowiłem nic nie mówić mojej współtowarzyszce o tym, ażeby nie straszyć jej niepotrzebnie (z resztą ona i tak była już wystarczająco wystraszona z powodu całej tej śmierdzącej sprawy). Mijało pół godziny od czasu, kiedy wyruszyliśmy i nie było widać celu naszej podróży (tzn. dostać się do głównego centrum dowodzenia a stamtąd do lochów więziennych, gdzie byli przetrzymywani jeńcy. Po krótkiej chwili znaleźliśmy się w wąskim tunelu, który zaczął skręcać po łuku w prawo. Usłyszeliśmy syczenie oraz czyjś krzyk. Zorientowałem się od razu, że musi to być ten pieprzony gigant-wąż. Zacząłem szukać jakiejś kryjówki, ażeby móc schować się wraz z Jasicą. Przez przypadek obok mnie, w ścianie, znajdowało się przejście, podobne do szybów wentylacyjnych. Usiłowałem podsadzić Jasicę do otworu szybu, a kiedy to zrobiłem, sam szybko wskoczyłem do otworu. Zaraz po tym jak dostałem się do środka usłyszałem jak ściana za mną wraz z wielkim hukiem zaczyna się zawalać. To był ten obrzydliwy gad, który chciał głową sforsować ścianę, ażeby się do nas dostać. W strachu wydobyłem z kabury BERETTĘ i strzeliłem mu w głowę. Przypadkiem trafiłem mu w oko, które oczywiście stracił i zaraz po tym zaczął się wycofywać, wydając ogromny pisk jak nietoperz. Wąż zniknął bez śladu, ale ja zamierzałem wraz z moją partnerką przeczekać tu jeszcze chwilę na wszelki wypadek. Jasica była bardzo zmęczona uciekaniem i ja zresztą też nie byłem w najlepszej formie. Wyciągnąłem z mojego ekwipunku jedzenie, które zdobyłem wcześniej w spiżarni. Podzieliłem się z Jasicą i zaraz po zjedzeniu zauważyłem, że ona już zasnęła, a jej głowa obsunęła mi się na kolana. W tym wypadku postanowiłem, że sam odpocznę.(...)


06.02.1994 r.

Obudziłem się i zauważyłem, że Jasicy już nie ma. Przy wyjściu leżała jedynie kartka, a na niej było napisane: "Przepraszam Cię, ale zależy mi na jak najszybszym rozwiązaniu całej tej sprawy, dlatego też wyruszam natychmiast zostawiając Ciebie bez twojej wiedzy. Życzę Ci abyś jak najszybciej odnalazł swoich przyjaciół i wrócił wraz z nimi do domu cały i bezpieczny." Pod kartką leżały jakieś dwa klucze (prawdopodobnie Jasica zostawiła je dla mnie, abym mógł się stąd wydostać). Ruszyłem od razu w nadziei, że ją jeszcze dogonię i biegłem dopóki droga nie zaczęła się rozwidlać. Teraz przed swoimi oczami miałem dwa wejścia. Pierwsze koloru niebieskiego, a drugie czerwonego. Sprawdziłem obydwa klucze i okazało się, że jeden jak i drugi klucz pasują do drzwi. Pozostał mi już tylko wybór. Chwila zawachania i wybór nastąpił, a były nimi drzwi niebieskie. Idąc zastanawiałem się czy mój wybór był słuszny (ale skoro nie napotykałem żadnych przeszkód to znaczyło, że mój wybór był słuszny). Niestety tak mi się tylko zdawało do czasu, aż ujrzałem gigantyczną roślinę wystającą z sufitu (w pokoju, którym się obecnie znajdowałem). Na domiar złego, drzwi zaraz po moim wejściu zatrzasneły się i nie mogłem się wydostać. Musiałem zmierzyć się z tym gównem bo w przeciwnym wypadku to ona by mnie pożarła, lecz najpierw poraziła mnie swoim trującym kwasem (wydobywającym się z jej gałęzi, którymi rzucała na wszystkie strony). Po chwili znalazłem się w objęciach rośliny, a ta po paru obrotach rzuciła mną o ścianę. Nagle ktoś otworzył drzwi ale niestety nie udało mi się rozpoznać kto to taki, ponieważ zemdlałem. Pamiętam jedynie, że był to mężczyzna, ale twarzy dokładnie nie widziałem ponieważ miał na sobie maskę przeciw gazową (a w ręku miotacz ognia, którym następnie podpalił roślinę). Kiedy się ocknąłem tego gościa już nie było a szkoda, ponieważ w dwójkę napewno doszlibyśmy do końca całej zagadkowej sprawy i wydostalibyśmy moich przyjaciół (po chwili jednak zdałem sobie sprawę, że ten tajemniczy facet to mógł być właśnie jeden z nich, ale w takim razie dlaczego nie zaczekał aż dojdę do siebie, badź dlaczego nie zostawił mi żadnej wiadomości?) . Przy drzwiach zauważyłem leżący pakunek, a w nim trzy filmy fotograficzne. Zastanawiło mnie co może znajdować się na tych filmach (ale napewno było to coś ważnego ponieważ nieznajomy facet zostawił to właśnie mnie). Myślałem jeszcze o tym czy znajdę gdzieś tutaj jakąś ciemnię żeby sprwdzić czy na tych filmach nie znajdę czegoś o moich przyjaciołach bądź jakiejś wskazówki, dzięki której mógłbym ich odnaleźć. Teraz podążałem jeszcze szybciej, aż napotkałem pewne rozwidlenie drogi (na tabliczce informacyjnej było napisane, że idąc w lewo dojdzie się do krematorium, a w prawo do cel więziennych). Udałem się w prawą stronę ale nie miałem w tym żadnego celu. Kiedy doszedłem już do klatek więziennych zauważyłem, że w jednej z nich siedzi jakaś kobieta. Podszedłem bliżej i dostrzegłem, że była to Jasica. Zawołałem więc ją jednak ona nie zareagowała i kiedy stanąłem na przeciwko klatki w której się znajdowała, dostrzegłem że leży ona nieprzytomna. Próbowałem otworzyć klatkę ale na próżno, ponieważ zamek zatrzaskowy w drzwiach ani drgnął. Zauważyłem, że do środka klatki jest doprowadzony otwór wentylacyjny, dlatego też postanowiłem dostać się do klatki przez ten właśnie otwór. Jednak żeby tego dokonać musiałem się dostać do pokoju za ścianę więziennych klatek i właśnie tam wejść do szybu wentylacyjnego. Udałem się od razu, ponieważ nie wiedziałem jak długo leżała tam biedna Jasica (bez jedzenia i picia, a przede wszystkim musiałem się upewnić czy nic jej takiego nie dolega i czy w ogóle jeszcze żyje). Kiedy znalazłem się w szukanym przeze mnie pokoju natychmiast wszedłem do szybu i wydostałem się dopiero przy klatce więziennej. Kiedy jednak wskoczyłem do klatki dostrzegłem, że w środku już jej nie ma, a drzwi były otwarte na oścież. Na podłodze widniały ślady ciągniętego człowieka, dlatego też udałem się po śladach, aż doszedłem do drzwi z tytanu (no i które oczywiście nie chciały się otworzyć, a już tym bardziej wywarzyć). Po lewej stronie drzwi zauważyłem pewien obrazek, który wisiał krzywo (na obrazku widniał statek, który tonął) i kiedy poprawiłem go aby był prosto (tzn. ażeby statek był w normalnej pozycji-nie tonął), drzwi z tytanu uniosły się do góry. Kiedy wszedłem dostrzegłem wiszącą przy suficie kamerę, która mnie filmowała. Domyśliłem się, że żołnierze będą wiedzieć, gdzie się w tej chwili znajduję, dlatego też szybko stamtąd uciekłem. Nagle zza zakrętu wyskoczył dziki pies, który biegiem podążał w moim kierunku i który skoczył na mnie. Niestety pies nie miał tyle szczęścia co ja, ponieważ trzymałem w ręku nóż, a on się na niego nadział. Żeby mieć pewność, że już nie wstanie strzeliłem w jego głowę z BERETTY i teraz wiedziałem, że mnie nie zaatakuje (przynajmniej przez chwilę). Szedłem wzdłuż korytarza, aż doszedłem do "MONITOR-ROOM, który znajdował się na samym końcu. Kiedy znalazłem się przed monitorami nie zauważyłem ani jednej żywej duszy. Na stole leżała kaseta video, postanowiłem więc ją sprawdzić na jednym z monitorów. W muzeum, w którym pracowałem również posiadaliśmy podobne monitory więc uruchomienie taśmy nie sprawiło mi kłopotu. Oglądałem ją w przyśpieszonym tempie do czasu, aż zobaczyłem własną sylwetkę na monitorze (tzn. jak wchodzę przez tytanowe drzwi). Wtedy też zwolniłem oglądanie taśmy ażeby zobaczyć co zostało dalej zarejestrowane na taśmie. Okazało się, że zaraz po moim wejściu drzwi znów zostały otworzone ale przez jakąś kobietę. Nie mogłem w to uwierzyć (tą kobietą była Jasica). Zdenerwowany powiedziałem: -"Zrobię z Ciebie Jasico miazgę jak Cię dopadnę, za to że mnie oszukałaś i udawałaś wtedy nieprzytomną, a ja musiałem ryzykować dla Ciebie czas i życie moich przyjaciół".

Nagle do "MONITOR ROOM" drzwi zaczęły się otwierać a do środka weszła Jasica. Nie zauważyła mnie więc schyliłem się pod blat stołu i kiedy podeszła bliżej, wyskoczyłem na nią, rzucając ją na podłogę. Powiedziała do mnie: -"Masz rację zabij mnie, ryzykowałeś dla mnie życie, a ja nawet nie powiedziałam tobie dokąd idę. Pewnie myślisz, że ja również jestem zdrajcą".

Odparłem:

-Nie chodzi mi o to, że zostawiłaś mnie samego w kanałach lecz o to, że udawałaś nieprzytomną, kiedy przechodziłem koło klatki i starałam Ci się pomóc, tracąc czas (cenny dla ratowania moich kumpli z oddziału)".
-"Zrozum, nie miałam wyboru" -powiedziała Jasica. -"Byłam na celowniku i nie chciałam ryzykować również twojego życia. Kiedy poszedłeś na około, on (ten, który trzymał mnie na muszce) kazał mi podnieść ręce do góry i prowadzić się do głównego labolatorium. W przeciwnym razie zabiłby mnie, a potem Ciebie drogi Leonie".
-"No więc kiedy weszliśmy do labolatorium, nieznany typ powiedział, teraz już się pożegnamy, a potem naciągnął spust i wymierzył w moją stronę. Po chwili widziałam go już palącego się i proszącego o pomoc. Został spalony przez nieznajomego gościa z miotaczem ognia. Nawet nie spostrzegłam, gdzie zniknął mój wybawca."
-"Wierzę Ci Jasico, bo mnie również uratował nieznajomy z miotaczem ognia".(...)

Idąc dalej doszliśmy do pokoju, który okazał się ciemnią fotograficzną (i wreszcie mogłem zrobić odbitki i zobaczyć co znajduję się na kliszy). Okazało się, że z filmów wyszły tylko trzy zdjęcia (z każdego filmu po jednym zdjęciu). Pierwsze zdjęcie przedstawiało mapę całej budowli-rezydencji, dokładniejszą niż tą którą znalazłem wcześniej na piecu. Na drugim byli moi przyjaciele (wszyscy byli związani i przykuci kajdankami do ściany). Ostatnie zdjęcie natomiast było jak gdyby przedzielone na pół. Na jednej połowie znajdował się ogromny statek-barka, przypominający wielkością (chyba nie przesadzę,jak powiem 2/3 tytanika). Na dole zdjęcia, był przedstawiony ogromny potwór większy od człowieka prawie dwa razy (jego serce było na wierzchu, a zamiast rąk posiadał ogromne pazury wykonane prawdopodobnie ze stali). (...)

W końcu doszliśmy do drzwi, które wyprowadziły nas z budynku. Teraz przed naszymi oczyma odsłaniał się ogromny statek-barka (ten ze zdjęcia). Powiedziałem do Jasici, że powiniśmy się na niego udać, gdyż wydaje mi się, że właśnie tutaj odnajdę moich kumpli, a także poznam rozwiązanie tej cholernej zagadki. Jednak Jasica powiedziała, że musi się wrócić do swojego labolatorium, po "G-virusa", bo w przeciwnym wypadku mógłby dostać się w niepowołane ręce. Poszedłem wraz z nią, aby się nie rozdzielać. Kiedy już dotarliśmy na miejsce, odkryliśmy niesamowite zniszczenia. Ktoś poprostu wtargnął i przekopał całe labolatorium w poszukiwaniu "G-virusa". Oczywiście nie odnaleźliśmy go ale natomiast odkryliśmy bombę, która była nastawiona na 25 minut. Musieliśmy teraz dostać się jak najszybciej na statek, bo w przeciwnym razie ładunek wybuchowy, podłożony w labolatorium zgładziłby nas z powierzchni ziemi (oczywiście cała rezydencja podczas detonacji, również przestanie istnieć, stąd też nie byłoby się gdzie schować). Teraz mieliśmy już tylko jeden problem przed sobą, mianowicie: -jak dostać się na statek ?. Kiedy obserwowaliśmy statek usłyszeliśmy przechodzących w pobliżu żołnierzy, dlatego też postanowiłem się nimi zająć. Po krótkiej chwili wróciłem do Jasici ze strojami żołnierzy tj. kombinezonami. Po przebraniu śmiało udaliśmy się na statek, ale nikogo nie było przy wejściu więc nawet nie musieliśmy się obawiać, że ktoś nas rozpozna. Na nasze szczęście również w środku zauważyliśmy, że nikogo nie ma, dlatego też śmiało szliśmy na przód. W tej chwili przed naszymi oczyma wyskoczył z podłogi ten okropny wąż i zaczął się wić w naszym kierunku. Na szczęście udało nam się zbieć, do jakiejś ciemnej kajuty. W tej kajucie strasznie śmierdziało. Kiedy napotkałem palcami włącznik światła i je zapaliłem napotkałem druzgocące odkrycie: przede mną leżały zwłoki paru moich przyjaciół (całe zmasakrowane z połamanymi kończynami oraz z poucinanymi głowami), a obok nich ciała żołnierzy (w podobnym stanie). Myślałem o tym, czy dwójka moich przyjaciół, których tutaj nie odnalazłem jeszcze żyje. Domyśliłem się jednak, że cały ten mord miał miejsce za sprawą potwora ze zdjęcia, niejakiego tyrana. Jasica nie mogła wytrzymać, kiedy patrzyła na zwłoki tych ludzi, tym bardziej, że wśród ofiar znajdowali się również i jej przyjaciele. Kiedy ja szukałem po kieszeniach ofiar jakiś dokumentów, które mogłyby mi przynieść dodatkowych informacji, Jasica wybiegła z kajuty. Nie zdążyłem wybiec za nią kiedy to usłyszałem jej krzyk. Chciałem wybiec, lecz niestety nie mogłem otworzyć drzwi (pewnie jakaś belka zatarasowała je). U jednego z żołnierzy znalazłem plastik, który szybko podłożyłem pod drzwi i wysadziłem te pieprzone drzwi. Po ich wysadzeniu napotkałem kolejne druzgocące odkrycie, lecz tym razem to była Jasica. Leżała już martwa na podłodze, a obok niej było pełno krwi. Pełen rozpaczy postanowiłem iść dalej, gdyż mogłem uratować jeszcze przynajmniej moich dwóch kumpli. Zbliżałem się do mostka, kiedy to usłyszałem jakąś rozmowę. Podbiegłem szybciej, gdyż gadka wydawała mi się znajoma. Miałem rację ale niestety to było również przeraźliwe odkrycie. Byli nim moi dwaj przyjaciele, jednak zrobiono z nich wariatów poprzez liczne tortury-przesłuchiwania. Zacząłem do nich mówić, ale oni nawet mnie nie poznali. Załamałem się w tym momencie i usiadłem zmęczony pod ścianą. Przez głośniki dał się słyszeć głos syreny, a zaraz po niej komunikat, że za dziesięć minut nastąpi dalsza reprodukcja potworów (co oznaczałoby koniec ludzkości i co za tym idzie świata). Wydostałem się na górę statku i zobaczyłem, że statek na którym się znajduję odpłynął od lądu o jakieś pół mili. Dostrzegłem jeszcze jak cała rezydencja wybucha w powietrze. (...)

Do wylęgu młodych potworów pozostało jeszcze siedem minut, jednak nie mogłem dopuścić do tego ażeby ich rozmnażanie miało miejsce. Na całym kadłubie poustawiałem ładunki wybuchowe z detonacją za dwie minuty.

(...)

Tuż przed detonacją chowam ten pamiętnik do szczelnego kufra, który wcześniej znalezłem, z prośbą ażeby doniósł mediom o całym tym wydarzeniu, ażeby nigdy więcej nie doszło do tak tragicznego mordu.


08.02.1994 r.

-statek "oko"


Opowiadanie jest mojego wymysłu, wszelkie prawa zastrzeżone, rozpowszechnianie bez zgody właściciela zabronione. Kontakt: gen.vega@wp.pl.

 

W ramach naszej witryny stosujemy pliki cookies w celu świadczenia Państwu usług na najwyższym poziomie, w tym w sposób dostosowany do indywidualnych potrzeb. Korzystanie z witryny bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zamieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Możecie Państwo dokonać w każdym czasie zmiany ustawień dotyczących cookies. Więcej szczegółów w naszej Polityce Cookies.

X