RE Fans

Opowiadania


 

GOLIAT BY REDFIELD
CZĘŚĆ DRUGA



Rozdział 2 - Bez odwrotu


Rosja, 35 km na północ od Irkucka

Kolejny wybój, na którym podskoczyła ciężarówka wyrwał Iwana z rozmyślań o wydarzeniach ostatnich dni. Na nocnym horyzoncie pojawiły się niewyraźne światła i zarysy budynków. Gdy konwój podjechał bliżej oczom Lewczenki ukazały się cztery duże hangary lotnicze z wymalowanymi parasolkami i jakimiś numerami i kilka mniejszych budynków rozsianych po całym kompleksie. W oddali majaczył wieża startowa obsługująca dwu pasowe lotnisko polowe. Wszystko ledwo wyłaniało się z ciemności ale wyglądało to na jakąś stara bazę wojskową. Cały teren był ogrodzony siatką i drutem kolczastym. Budynki były ciemne i ponure jakby od lat nie widziały farby. Z budki strażniczej wybiegł szybko wartownik z karabinem a po sprawdzeniu dokumentów wtulił się w swoją kurtkę i otworzył szlaban mażąc zapewne, aby jak najszybciej wrócić do swojej ciepłej stróżówki. Podjeżdżając do jednego z hangarów Iwan dostrzegł innych strażników z karabinami maszynowymi a także zaparkowane opodal ciężarówki i transportery opancerzone. Gdy wozy zatrzymały się za bramą Jurij wysiadł pierwszy i zaczął wydawać polecenia przez radio. Ludzie krzątali się w zamieci szybko wyładowując skrzynki z ciężarówek i roznosząc je do różnych budynków. Tymczasem obaj komandosi udali się do pobliskiego budynku wyglądającego na jakiś hotel albo klub oficerski.


Baza przeładunkowa

- To miejsce nie przypomina wcale laboratorium - z ciekawością w głosie zauważył Iwan powiesiwszy kurtkę na wieszaku za drzwiami i nalewając sobie ciepłej kawy.
- Bo nim nie jest. - odparł Jurij idąc w ślady przyjaciela.
- To tylko baza przerzutowa trzymamy tu zaopatrzenie, które dostarczamy do bazy. Teraz mogę ci już dokładniej podać jej położenie.

Obaj przeszli do małego pokoju obok gdzie obok stołu, na, którym leżały różne papiery, raporty i mapy stało małe lóżko i komoda.

- W tej chwili jesteśmy tutaj - powiedział Romanow wskazując czerwoną kropkę w rozwidleniu dwóch rzek.
- Poprzednio była tu baza obrony lotniczej, ale zamknięto ją z powodu cieć budżetowych. Wtedy kupiła ją korporacja i zmieniła w małe lotnisko. Dodatkowo zgromadziliśmy tu mały garnizon i trochę sprzętu tak na wszelki wypadek. Ośrodek badawczy znajduje się na północ stąd w tej odciętej dolinie. Jest otoczona zewsząd stromym pasmem górskim i gęstą puszczą.. Dodatkowo zaminowaliśmy cały teren wokół
- Tak na wszelki wypadek ?- z uśmiechem zauważył Iwan
- Dokładnie!
- No no to prawdziwa forteca. To jak się tam dostajecie?- zapytał Iwan
- Jest tam małe lądowisko. Przerzucamy na nie śmigłowcami sprzęt i ludzi z tej bazy. Część zaopatrzenia przywozi także specjalny pociąg przez tunel pod górami.- odparł Jurij podchodząc do leżącego na komodzie radia.
- Kontrola słyszycie mnie? Mówi szef ochrony Romanow!
- Tak jest panie pułkowniku, głośno i wyraźnie. - rozległ się natychmiast głos w słuchawce.
- Kiedy minie zamieć?
- Prognozy przewidują, że nad ranem będzie spokój panie pułkowniku.
- Gdy tylko pogoda się poprawi natychmiast mnie obudzić i szykować śmigłowce. Zrozumiano?! - podkreślił twardo.
- Tak jest panie pułkowniku. Wszystko będzie gotowe.-zameldował głos w słuchawce
- Doskonale.- odparł zadowolony Jurij i zwrócił się do studiującego mapy Iwana:
- Jak chcesz to możesz się tu przespać, ja będę w pokoju obok. Jutro rano oprowadzę cię trochę przed odlotem do ośrodka.
- Wyspałem się w ciężarówce, wolałbym raczej zobaczyć bazę i coś przekąsić- odparł Lewczenko
- Dobra, możemy zrobić te wycieczkę już teraz ale najpierw cos zjedzmy umieram z głodu.. Potem cię oprowadzę i pokaże ci nasze zabawki.

Po szybkim posiłku obaj wyszli i udali się w kierunku jednego z hangarów w środku stało kilka śmigłowców. Iwan rozpoznał Black Hawki, Cobry i potężnego Stalliona. Wszystkie w kolorach maskujących z logiem Umbrelli na kadłubach. Romanow pokazał Iwanowi resztę bazy.

W pozostałych hangarach stały transportery, ciężarówki i jeepy a nawet dwa zestawy rakiet przeciw lotniczych i transportowiec "Hercules". Pod ścianami stało również wiele skrzyń z amunicją, sprzętem łączności, i zapasami. Wszystko wystarczyłoby dla małej armii.

- No dobra Jurij rozumiem, że korporacja stawia na bezpieczeństwo, ale żadna firma farmaceutycznanie kupuje śmigłowców szturmowych i rakiet do ochrony. Tego, co mi pokazałeś wystarczy na niezłą wojnę wiec chciałbym zawczasu wiedzieć, z kim i o co?- zapytał poirytowany milczeniem kolegi Iwan
- Masz racje powinienem był ci od razu powiedzieć, czym się tu zajmujemy, ale nie mogłem a poza tym bałem się ze odmówisz - odparł Romanow.
- Czego nie wiem?
- W ośrodku nie opracowują leków i kosmetyków tylko bron biologiczną.
- Ale, po co taka artyleria tutaj? Przecież z wirusami nie walczy się czołgami?
- Wirus, nad którym pracują ma zupełnie inne możliwości. - w głosie Jurija zabrzmiała nuta podziwu. Ale nie powinienem ci jeszcze tego mówić a już na pewno nie tu - powiedział rozejrzawszy się szybko po hangarze. Jutro dyrektor ci wszystko wyjaśni na dzisiaj starczy ci wrażeń idź się przespać- polecił Jurij zły na siebie, że powiedział więcej niż powinien.

Iwan zrozumiał, że więcej dziś z przyjaciela nie wyciśnie wiec wrócił do kantyny i przespał się w pokoju z mapami. Tuz nad ranem obudził go warkot silników śmigłowca. Czym prędzej wstał a gdy wiązał buty do pokoju wszedł Jurij.

- O widzę ze już jesteś gotowy. Dobrze, przed nami pół godziny lotu do Ośrodka. Maszyny już czekają. Zbieraj się, ruszamy za 5 minut.
- Już idę - odparł przeciągając się.

Gdy tylko założył kurtkę pomaszerowali do przygotowanego "Stalliona". Maszyna połyskując w promieniach rannego słońca przy ryku potężnych silników wystartowała wzbijając w powietrze tumany kurzu i śniegu. Helikopter leciała szybko nad gęstym lasem płosząc ptaki i strącając śnieg z czubków drzew. Wkrótce oczom pasażerów ukazał się łańcuch górski skrywający ośrodek badawczy. Pilot poinformował przez interkom, że zaraz będą lądować. Iwan był bardzo podekscytowany perspektywom ujrzenia tego tajemniczego ośrodka i dowiedzenia się czegoś więcej o wirusie, o którym mówił Jurij.


Baza Aurora

Śmigłowiec przebił się w końcu przez chmury i nareszcie można było zobaczyć ośrodek. Pierwszą rzeczą jaką dostrzegł były baraki . Było ich pięć, z czego dwa mniejsze. Otaczały one szósty budynek usytuowany w środku, który był chyba domkiem strażników. Całość była natomiast ogrodzone solidnym wysokim murem i drutem kolczastym. Tuż obok po prawej stronie stała jakaś hala produkcyjna z małą spalarnią z posępnym kominem. Obok hali stały dwa magazyny a za nimi lądowisko i jakieś zarośla. Nagle z za komina fabryki wyłoniła się piękna rezydencja z dużym ogrodem oddzielana od reszty kompleksu stalowym ogrodzeniem i żywopłotem. Całość wyglądała z powietrza na małe, ciche miasteczko zakopane w górach i zapomniane przez świat. Potężny "Stallion" zaczął zniżać lot i podchodzić do lądowania. Pilot powtarzał procedurę sprawdzając wszystkie systemy. Wreszcie śmigłowiec miękko opadł na płytę. Gdy tylko śmigła helikoptera przestały wirować pasażerowie wysiedli i udali się do rezydencji. Poza Jurijem i Iwanem przybyło kilku techników i żołnierzy, którzy jednak od razu udali się w kierunku opuszczonej fabryki. Romanow tym czasem zaprowadził Lewczenke do jego nowego pokoju.


Baza Aurora Rezydencja

Zaraz po przejściu krótkiego ganku obaj mężczyźni weszli na duży taras. Budynek Prezentował się bardzo okazale. Doskonale odrestaurowany kontrastował z szaroburym wyglądem baraków i magazynów. Wyglądał na bardzo stary, jeszcze z czasów carskich. Duże dwu skrzydłowe dębowe drzwi wejściowe przypominały raczej bramę. Po wejściu znaleźli się w dużym holu. Na ścianach wisiały trofea myśliwskie i portrety jakichś arystokratów. Kilka par drzwi rozlokowanych po bokach prowadziło w różne zakątki pałacu. Jurij zaprowadził Iwana na piętro. Weszli po pięknych schodach wyścielonych ciemno granatowym dywanem ze złotymi rabami. Tam również znajdowało się kilkoro drzwi a wokół wisiały obrazy i stały różne wazony i świeczniki. Z całego pomieszczenia bił blask i przepych z innej epoki. Weszli w duże drzwi po prawej stronie schodów prowadzące do szerokiego korytarza pełnego pokojów. Jurij zatrzymał się przy tym na końcu korytarza i otworzył drzwi.

- To twoja nowa kwatera. Niezła, co?

Iwan nie mógł wyjść z zachwytu. Jego mieszkaniem miały być trzy wielkie pokoje z nieźle zaopatrzonym barkiem, który od razu rzucał się w oczy. Na podłodze piękne perskie dywany, wokół secesyjne meble, obrazy i gobeliny na ścianach.

- Tam jest łazienka, tu kuchnia i lodówka, ale obiady i śniadania i tak jemy w jadalni wiec chyba ci się za bardzo nie przyda. -opowiadał Romanow oprowadzając kolegę po jego nowym domu. Za pół godziny zjemy śniadanie z dyrektorem więc masz chwile dla siebie. Ciuchy są w szafie. Przebierz się i zejdź na dół i na lewo do jadalni tylko się nie spóźnij on tego strasznie nie nawidzi.
- Dobra, a kiedy dowiem się, co właściwie mam tu robić?
- Dyrektor wszystko ci wyjaśni. Tymczasem trzymaj się - odparł Jurij wychodząc
Iwan wykorzystał dany mu czas na szybki prysznic i małego kielonka. W szafie znalazł kilka mundurów ze znajomym już logiem. Założył dwu częściowy czarny i zszedł do jadalni. Przy stole był już jego kolega i kilku ludzi w doktorskich kitlach. Jednak to siwy mężczyzna siedzący naprzeciw drzwi przykuł jego uwagę.

- A, pan Lewczenko. Doskonale. Przyszedł pan w samą porę. Proszę usiąść. Pozwoli pan, że przedstawię: To doktor Morgan i jego asystentka panna Agawa a to doktorzy Roberts i Swidrowa.
- A pan to zapewne dyrektor Ginovef?
- Widzę ze mnie panu już przedstawiono. Tym lepiej. Jest pan głodny? Może odrobinę pieczeni? Jest doprawdy doskonała.- zagadnął dyrektor jakby byli na zwykłym niedzielnym obiedzie z przyjaciółmi
- Dziękuję nie jestem głodny. Wolałbym raczej dowiedzieć się czegoś o tym ośrodku i zakresie moich przyszłych obowiązków.- rzucił prosto z mostu Iwan
- Imponuje mi pańska bezpośredniość. - odparł Nicolai i popiwszy winem rozpoczął
- Rezydencja, w której się znajdujemy była niegdyś jednym z zimowych pałaców cara Mikołaja II. Po rewolucji stworzono tu obóz pracy, aby nie dopuścić do jej dewastacji gdyż spodobała się Stalinowi. Obecnie mieszka w niej większość personelu ośrodka. Baza przeładunkowa, z której przybyliście została stworzona do ochrony tego miejsca. Stacjonowały tam wojska cara a potem wybrańcy Stalina. Od niedawna zaadoptowano ją do naszych celów. W barakach, które z pewnością pan widział mieszkają więźniowie i przestępcy, którzy stanowią nasz materiał badawczy. Jeżeli chodzi o laboratoria to większość kompleksu jest pod ziemią pod pobliską fabryką. Staramy nie rzucać się w oczy. Oficjalnie jest to prywatna rezydencja. Dzięki jej położeniu nie mamy problemów z wścibskimi dziennikarzami i szpiegami...

Dyrektor mówił z taka duma jakby opowiadał o swoim dziecku. Lewczenko nie mógł się powstrzymać przed wybiciem go z rytmu przypominając o zdradzie chemika ujętego w Petersburgu.

- Chyba że szpiegiem jest ktoś z wewnątrz. - zauważył z przekąsem Iwan
- Na to też mamy swoje sposoby- odpowiedział wyraźnie nie zadowolony z tej uwagi dyrektor
- Co do pańskich obowiązków- kontynuował - to dowie się pan wszystkiego na odprawie za godzinę . Jurij pana przyprowadzi. A teraz państwo wybaczą, ale obowiązki wzywają - powiedział dyrektor wstając od stołu i udając się do drzwi. Był wyraźnie zły że przypomniano mu o tej skazie na reputacji jego ośrodka i najwidoczniej nie miał zamiaru prowadzić dalszej dyskusji. Minoł siedzących i wyszedł głównym wyjściem udając się do opuszczonej fabryki. - Szkoda że wyszedł tak szybko, nie zdążyłem zapytać o tego wirusa. - pomyślał Iwan Szczerość dyrektora trochę zbiła go z tropu. Oznaczała, bowiem że albo mu bardzo ufają, co było raczej mało prawdopodobne, albo, że nigdy tego miejsca już nie opuści. Teraz było już za późno na zmianę decyzji. Nie było żadnych wątpliwości że gdyby teraz się rozmyślił i postanowił odejść to bardzo szybko spotkałby się ze swoją siostrą. Na razie nic więcej nie mógł się dowiedzieć wiec skupił się na posiłku i doktor Swidrowej. On chyba też wzbudził jej zainteresowanie gdyż, co chwile ich spojrzenia się spotykały. Trochę nawet porozmawiali o różnych błahostkach ale trwało to krótko bo Jurij nalegał na szybie przejście do laboratoriów i wprowadzenie Iwana w jego przyszłe obowiązki. Lewczenko po raz pierwszy od wielu lat rozmawiał tak z kobietą i pomimo zżerającej go ciekawości bardzo niechętnie zakończył pogawędkę i ruszył za przyjacielem.


Baza Aurora, opuszczona fabryka

Gdy tylko wyszli z rezydencji Jurij poprowadził Lewczenke do starej fabryki. Kiedy tylko podeszli bliżej przeszły go ciarki. Wysoka hala była bardzo zaniedbana, jakby od lat nikt jej nie używał. Wokół walały się sterty gruzu, pordzewiałe druty, beczki i puste pojemniki po różnych olejach i smarach. Ściany budynku były popękane, obdrapane z tynku i pełne dziur po kulach. Widocznie służyły nie jednemu plutonowi egzekucyjnemu. Nie wybite jeszcze okienka pokryte były czarną cuchnącą sadzą. Całe wnętrze budynku również nie wyglądało lepiej. W środku stały ogromne rude od rdzy silniki i maszyny. Wszędzie walały się stare szmaty, puszki, nakrętki i wszelkiej maści śmieci. Na końcu budynku widać było duże zardzewiałe drzwi z czerwoną tabliczką - wyjście ewakuacyjne. Gdy obaj z Romanowem zbliżyli się do nich Jurij podszedł do stojącego obok pieca, otworzył z chrzęstem drzwi i włożył do środka kartę magnetyczna. Rozległ się cichy elektroniczny pisk i drzwi się otworzyły. Za nimi był krótki korytarz i duża winda.

- A co gdyby tą kartę ci ktoś podprowadził ? - zapytał Iwan zdziwiony brakiem strażników czy punktów kontrolnych. - Nie na wiele by mu się zdała. Potrzebny jest jeszcze odcisk ręki i skan siatkówki żeby otworzyć windę. A poza tym ten korytarz jest pod obserwacją i jak coś jest nie tak to wpuszcza się tu gaz paraliżujący póki taki cwaniak nie wypluje płuc.- odparł wyraźnie dumny Jurij.

W końcu to on odpowiadał za te wszystkie zabezpieczenia. Gdy zakończył procedurę weszli do środka windy i zjechali na poziom B1.


Baza Aurora, poziom B1

Po długości jazdy Iwan wywnioskował ze są jakieś 50 - 60 metrów pod ziemią. Gdy wysiedli z windy Jurij poprowadził ich do gabinetu dyrektora. Szli długim, pełnym rozgałęzień korytarzem mijając różne biura i pokoje. Wszystko wyglądało jak normalny biurowiec: sekretarki, maszynistki, ludzie krzątający się miedzy biurkami. Na korytarzu stało nawet kilka kwiatów i automat z woda. W końcu korytarza skręcili w lewo.

- A co jest tam? - zapytał Iwan wskazując na prawo gdzie widać było parę drzwi.
- Biblioteka i archiwum, potem cię oprowadzę.- odparł Jurij

W końcu doszli do dwu skrzydłowych drzwi z ozdobnymi płaskorzeźbami orła i wilka.

- To już tu. Czas chwycić byka za rogi- wesoło szepnął Jurij, po czym obaj weszli do środka.

Pokój przypominał raczej salonik niż gabinet placówki badawczej. Na podłodze leżał ładny dywan, na ścianach wisiało kilka obrazów Tuz obok biurka stała szafka z telewizorem i video oraz duża półka z książkami. Dyrektor przeglądał właśnie jakieś papiery i przez chwile jakby ich nie zauważał. W końcu jednak podniósł głowę i zaczął mówić.

- Witam panowie, możecie spocząć. - rozpoczął pokazując krzesła. Pułkowniku Romanow gratuluje doskonale wykonanej akcji. Szczepionka, którą odzyskaliście jest dla nas bardzo cenna.
- Dziękuję, sir.
- Co do pana poruczniku Lewczenko, będzie pan razem z Jurijem odpowiadał za ochronę poziomów od B1 do B3. Na poziom B4 wstęp mam tylko ja i wyznaczony personel. Poza tym nadzorujecie również wyładunek więźniów i odpowiadacie za zabezpieczenie całego terenu ośrodka włącznie z nadzorowaniem personelu. Oto pańska karta magnetyczna. Oczywiście nie musze mówić ze nasze badania są tajne i co grozi za ich ujawnienie. Mam nadzieje ze nasza współpraca będzie się nam dobrze układać. Pułkownik Romanow bardzo pana chwalił.
- Dam z siebie wszystko panie dyrektorze - odparł Iwan
- Doskonale. Właśnie na to liczę. Jeśli chodzi o kwestie związane z tematyką naszych badań to przedstawią je panu dr Roberts i dr Swidrowa.
- Pułkowniku.
- Tak jest sir?
- Proszę oprowadzić porucznika po laboratorium, wydać mu broń i zapoznać z procedurami bezpieczeństwa. To wszystko na teraz. Możecie odejść.- zakończył dyrektor biorąc się ponownie za przeglądanie leżących na jego biurku papierów.
- Tak jest sir - odpowiedzieli razem i wyszli
- Facet jest zimny jak kamień nic nie można z niego wyczytać - powiedział Iwan, gdy tylko ruszyli w głąb korytarza.
- Jestem tu już kilka lat, ale wiem tylko tyle, że pracował w KGB, ale gdy próbowałem dowiedzieć się czegoś więcej zawsze kończyłem z pustymi rękoma. Nie ma żadnej teczki ani śladu po jego służbie.
- Pewnie wszystko zniszczył żeby zniknąć.
- Pewnie tak - potwierdził Lewczenko
- Dobra zaczynajmy wycieczkę. - zażartował Romanow.
- To jest boziom B1. są tu biura logistyczne, magazyn zapasów, archiwum i biblioteka. Większość pracowników nie wie, co jest na niższych poziomach. W papierach posługujemy się symbolami i kodami. Myślą ze pracujemy nad lekami i pestycydami. Na lewo od windy jest zbrojownia. Jest na każdym poziomie w tym samym miejscu. Tylko ochrona ma do nich dostęp. Teraz pojedziemy na poziom B2.


Baza Aurora, poziom B2

Winda szybko zwiozła ich na kolejny poziom.

- Kolejne poziomy są, co 10 metrów. Są połączone tym szybem windy i kilkoma mniejszymi operującymi tylko miedzy dwoma poziomami. Na B2 prowadzimy doświadczenia na wirusach.
- Właśnie powiedz wreszcie coś o tym wirusie.
- Nie znam się na tym. Ja wiem tylko, że to najgorsze świństwo, jakie w życiu widziałem. Lepiej niech Swidrowa ci to wyjaśni.
- Ta blondyneczka z jadalni?
- Co ja słyszę czyżby wpadła ci w oko?
- Nie będę zaprzeczał jest całkiem, niezła.

Rozmawiając obaj mężczyźni mijali kolejne przeszklone pokoje, drzwi i naukowców. Ten poziom był już zupełnie inny. Nie było wykładzin tylko krata na podłodze a na korytarzu nie było żadnych kwiatów ani krzeseł. Metalowe ściany przerywały jedynie szyby ukazujące wnętrza niektórych pokojów doświadczalnych. Było w nich widać ludzi w maskach i białych strojach siedzących przy mikroskopach i fiolkach z różnymi płynami. W jednym z korytarzy podeszli do dużych masywnych drzwi ze znakiem biozagrożenia. Po sprawdzeniu karty dostępu przez czytnik otworzyły się one z sykiem powodowanym przez zamek powietrzny. Przed Lewczenką i Romanowem rozciągał się kolejny długi korytarz z podobnymi drzwiami. Weszli w te z napisem Pokój Obserwacyjny. W środku zastali doktor Annę Swidrowa pochyloną nad komputerem. Choć miała dopiero dwadzieścia siedem lat była już kierownikiem całego poziomu. Podlegali jej wszyscy naukowcy i projekty z poziomu B2. Od liceum interesowała się wirusami. Fascynowały ją ich prostota, zdolność przetrwania a także umiejętności dostosowawcze. Już w wieku dwudziestu dwóch lat miała doktorat z wirusologii Uniwersytetu Yale. Jako najmłodszy naukowiec badała Ebolę w Afryce podczas pracy dla WHO. Korporacja szybko dostrzegła jej talent. Przez rok pracowała w Moskwie w jednym z instytutów a po tragicznej śmierci rodziców przeniesiono ją do obecnej placówki. Nie tęskniła do miast. Wychowała się w małym miasteczku na wschodzie i kochała ostry i nieprzewidywalny klimat syberyjskiej tundry. Obaj żołnierze z przyjemnością patrzyli na napięte ciało młodej blondynki o łagodnych rysach twarzy i aksamitnej skórze, gdy ta nachylała się nad interkomem wydając polecenia personelowi przy stole operacyjnym w sali obok. Gdy obaj zbliżyli się do okna obserwacyjnego zobaczyli jak kilku lekarzy przeprowadza sekcje zwłok. Ciało leżało na stole w centrum sali, miało rozcięty brzuch a chirurdzy wycinali cos ze środka. Iwanowi jednak coś wydawało się dziwne. Po pierwsze nie było prawie wcale krwi! Małe plamki na białych fartuchach wyglądały raczej na efekt krwotoku z nosa a nie pełnej sekcji. A po drugie mały pokoik wyglądał raczej na sale reanimacyjna. Pod ściana stały różne monitory i maszyny pomiarowe potrzebne raczej żywym. Poza tym ciało było już w wyjątkowo złym stanie wskazującym na postępujący rozkład. Skóra odchodziła od niego całymi płatami obnażając ciemne i gnijące mięśnie a na całym ciele były liczne blizny i szramy jakby nieboszczyk przed śmiercią był przypalany żelazem albo jakby próbował zetrzeć z siebie kawałki ciała. Mimo to było przypięte pasami do łóżka jakby mogło wstać. Wtedy Lewczenko dostrzegł przewody pomiarowe przyczepione do głowy "pacjenta". Gdy spojrzał na stojącą obok maszynę mierzącą długość fal mózgowych zobaczył, że wskazuje ona wyraźny ruch!

- Co jest do diabła - zaklął pod nosem Lewczenko.

Lekarka skupiona wcześniej na przeprowadzanej operacji dopiero teraz zwróciła uwagę na to, kto przed chwilą wszedł. Popatrzyła krótko na gości i jakby nigdy nic wróciła do wyraźnie pasjonującego ją zajęcia. - Witam panią doktor. Coś ciekawego?
- Dzień dobry pułkowniku, od kiedy to interesują pana nasze testy?
- Mnie nie, ale porucznika bardzo one interesują.
- Dobrze więc panie poruczniku, co chce pan wiedzieć?- zapytała z uśmiechem podnosząc się znad komputera.
- Na początek, czemu trup za szybą jest przypięty pasami.
- To proste, nie jest całkiem martwy i tak nakazują względy bezpieczeństwa.
- Jak to nie całkiem? Jest rozbebeszony jakby połknął granat, wygląda jakby leżał w ziemi od zeszłej wiosny a pani mówi, że jeszcze żyje?
- Cóż technicznie rzecz biorąc jest martwy. Jednak...

Swidrowa nie zdążyła dokończyć, gdy nieboszczyk przeciągle zawył i chwycił jednego z doktorów za fartuch przyciągając go do siebie. Iwan odruchowo odsunął się od szyby i sięgnął po broń. Pozostali w pokoju lekarze gwałtownie odskoczyli od stołu, włączył się alarm, zaczęły migać lampy ostrzegawcze a do pokoju prawie od razu wbiegł strażnik w masce przeciwgazowej ze strzelbą w dłoni. Szybko wycelował w głowę monstrum, które najwyraźniej chciało ugryźć trzymanego chirurga w szyje, przeładował broń i wystrzelił posyłając dwadzieścia gram śrut prosto w czoło "pacjenta". Duży huk i płomień z lufy zagłuszył jęk stwora którego głowa rozprysła się na kawałki pokrywając ściany i personel brązowawą gęstą mazią krwi i mózgu. Jedna z asystujących kobiet wpadła w histerie i zaczęła krzyczeć i płakać, gdy kawałek mózgu rozchlapał się na jej fartuch tworząc plamę koloru przypominającego raczej błoto niż świeżą tkankę. Po chwili w pokoju zjawili się kolejni ludzie, tym razem w strojach chroniących przed skażeniami z butlami z jakimś środkiem odkażającym. Szybko spryskali białym gazem ciało i przerażony personel a potem plamy krwi i resztki tkanek na podłodze.

- Co to do cholery było? - krzyknął Iwan z trudem panując nad adrenalina, podczas gdy lekarze pospiesznie opuszczali sale operacyjną.
- Spokojnie panie poruczniku niech pan schowa broń, zaraz wszystko panu wyjaśni, przejdźmy do mojego gabinetu. - odparła Anna sama również dygocząc ze strachu.

Jej pokój znajdował się na końcu korytarza i był o połowę mniejszy od gabinetu Ginovefa. W środku parę krzeseł stół i biurko z komputerem. Wszędzie leżały jakieś papiery, teczki, wydruki i wykresy.

- No dobrze niech mi pani teraz powie, czemu facet wyglądający jak nieboszczyk próbował odgryźć szyje tego lekarza?
- No cóż to trochę skomplikowana historia. Człowiek, którego pan widział zmarł sześć tygodni temu w obozie nad nami. Wtedy wprowadziliśmy do jego ciała wirus-T. Po dotarciu do mózgu drobnymi impulsami zaczął on reaktywować prace mózgu...
- Czyli ten wirus przywraca do życia?
- W pewnym sensie. Te istoty nie maja żadnej pamięci ani ludzkich odruchów. Nie rozumieją poleceń a ich zmysły są bardzo przytępione. Wirus zaczyna namnażać się w tkankach i pobudza je do ruchu i wzrostu. Dlatego mogą się powoli poruszać. W przypadku braku pokarmu wirus uzyskuje energie ze spalania tkanek gospodarza. Dlatego ciała tak szybko się rozkładają. Zaobserwowaliśmy, że jego duże skupiska tworzą się w mózgu w ośrodku głodu. Zmusza on wiec gospodarza do poszukiwania pokarmu.
- Czyli żywych?
- Najczęściej tak, choć świeżo zarażeni również staja się pokarmem póki wirus dostatecznie się w nich nie rozmnoży.
- Nie wierzę. Wasza zabawka zmienia wiec ludzi w zombie? W żywe trupy?
- Dość dramatycznie pan to ujął, ale można to tak określić.
- Nigdy nie słyszałem o takim wirusie. Skąd on się wziął.
- Pod koniec la sześćdziesiątych dwóch Amerykańskich naukowców, Dr Spencer i dr Ashford odkryło nowy organizm w afrykańskiej dżungli. Po przywiezieniu go do stanów zaczęli go badać i nazwali go Progenitor. Już wtedy powodował wysoka śmiertelność, ale w wyniku długoletnich badań uzyskiwano kolejne mutacje. Ostatnia okazała się stabilna i otrzymała kryptonim T. Zakażeni nią w przeciągu kilku godzin po śmierci staja się zombie. Zależy to od ran, jakie odnieśli.
- Ran?
- Tak. Wirus może przeżyć poza innym organizmem tylko parę minut a i to tylko w dużej wilgotności, więc przenosi się właściwie tylko przez kontakt bezpośredni. Nosiciele poszukują nowych ofiar w celu ich zjedzenia rozprzestrzeniając chorobę. Wystarczy nawet małe zadrapanie, aby się zarazić chyba ze jest się jednym z niewielu szczęśliwców naturalnie odpornych lub ma się to - dokończyła pokazując fiolkę z czerwonym płynem. Serum działa przez około dwa dni. Potem trzeba wziąć kolejna dawkę lub...

Tego zdania już nie musiała kończyć. Iwan ciągle nie mógł uwierzyć w to, czego słuchał. Wirus, żywe trupy, co jeszcze?

- A co jeżeli odniesione rany nie są śmiertelne a rannemu uda się uciec?
- Wtedy o ile nie jest uodporniony w jego ciele dochodzi do mutacji. Wirus mutuje najszybciej w żywym ciele więc im dłużej żyje nosiciel...
- Tym lepszy efekt? - zapytał ironicznie Lewczenko.
- O tym więcej powie wam doktor Roberts.- odparła nie zrażona Swidrowa
- Dziękujemy za prelekcje pani doktor, ale chyba musimy już iść. Do zobaczenia.- zakończył szybko Jurij widząc ze rozmowa zaczyna z chodzić z pożądanego toru.
- Do widzenia pułkowniku. - pożegnała Romanowa i odwróciła się do Iwana.
- Mam nadzieje, że jeszcze pan do mnie zażyj poruczniku podobne "atrakcje" jak ta w Sali Operacyjnej nie zdążają się nam codziennie.
- O ile pani tego chce - zakończył szarmancko i obaj z pułkownikiem wyszli.

Gdy tylko drzwi się zamknęły Romanow z uśmiechem klepnął kumpla w plecy i zaczął się z nim droczyć.

- No no pierwszy dzień i już wpadłeś jej w oko, ale z ciebie Casanova!

Śmiejąc się wrócili do końca korytarza i wsiedli do windy.

- Gdzie teraz?
- Poziom B3.
- A co za cudaki tam hodujecie?
- Będziesz zaskoczony-tajemniczo odparł Jurij, podczas gdy winda zaczęła z lekkim pomrukiem opuszczać się w czeluści głębokiego szybu.


Koniec Rozdziału 2. Ciąg dalszy (na pewno i to niedługo) nastąpi.

REDFIELD


Kontakt z autorem: raccoonstars@wp.pl.

 

W ramach naszej witryny stosujemy pliki cookies w celu świadczenia Państwu usług na najwyższym poziomie, w tym w sposób dostosowany do indywidualnych potrzeb. Korzystanie z witryny bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zamieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Możecie Państwo dokonać w każdym czasie zmiany ustawień dotyczących cookies. Więcej szczegółów w naszej Polityce Cookies.

X